Zawód mechanika samochodowego to jeden z tych, który obrósł w liczne uprzedzenia. Pytając wujka Google o fachowców od aut, już pierwsze pozycje zahaczają o tematy oszustw i wszelakich wątpliwości, nawet tych, związanych ze sposobem prowadzenia warsztatu.
Z perspektywy Dziewczyny Mechanika
Przyznam szczerze, przez kilka pierwszych miesięcy bycia z Moim Mechanikiem (obecnie narzeczonym) nie mogłam przyzwyczaić się do kilku rzeczy. Estetce, na co dzień zajmującej się grafiką cyfrową, czyli spędzającej większość dnia przy kompie i pachnących (palących dla nastroju) świeczkach oraz lubiącej czystość i porządek, trudno było się pogodzić z tym, że jej chłopak może wracać do domu bardzo zmęczony fizycznie. No i te znoszone koszulki w stylu “nie wyrzucaj, będą do pracy” (ha, to akurat do tej pory mi nie przeszło)!
Także on wracał potargany, gdy ja po całym dniu pracy byłam zmęczona mocniej na tej drugiej szali, psychicznej. W efekcie mieliśmy, a w sumie do tej pory mamy, ale już inaczej na to reagujemy, nieco odmienne oczekiwania co do sposobu spędzania reszty dnia.
Mechanik pracuje przy urządzeniach mechanicznych działających dzięki przemianie energii chemicznej. Zatem, jak można się domyślić, jest to dość brudna robota. Natomiast każdy profesjonalista stara się, aby wyglądać schludnie i przy klientach i zaraz po wyjściu z pracy, a robi to na miarę możliwości.
Niestety pozostałości po smarach i klejach na ciele czy ubraniach, lżejsze i mocniejsze skaleczenia, urazy lub po prostu walka z podrażnieniami rąk, przesuszonych od mydła i rękawic, są wpisane w ryzyko pracy w tym zawodzie. I albo się to przyjmuje, albo nie.
Z perspektywy klientki
Szczerze mówiąc, skoro mój mężczyzna zna się na mechanice od A do Z, tak więc to jemu pozostawiam ewentualne kwestie związane z działaniem i niedziałaniem naszej Skody (aczkolwiek jak na razie nowe auto ma się doskonale). To trochę kwestia relacji, dzielenia się obowiązkami, odpowiedzialnościami, bazując oczywiście na wiedzy i doświadczeniu. Dla kontrastu to ja w naszym domu odpowiadam za sprawy komputerowe czy związane z wyposażeniem oraz urządzaniem się.
Natomiast jest kilka takich błędów, których w komunikacji z jakimkolwiek mechanikiem bym nie popełniała, gdybym już musiała skorzystać z jego usług.
“Wie Pan, takie brr brr i pyrr pyrr…”
Zapytana o problem z pojazdem starałabym się powstrzymać od dźwiękonaśladownictwa. Nie dość, że brzmi to dziwnie, to jeszcze w żaden sposób nie pomoże w szybkim dotarciu do sedna sprawy.
Najistotniejsza jest precyzyjność. Rozmawiałabym jak z ekspertem, a nie gaworzyła jak z dzieckiem. To trochę też tak, jak z oddawaniem laptopa do serwisu. Nie odtwarza się szumu wentylatora, a raczej opowiada o tym, co dzieje się na ekranie, jakie błędy występują, i tak dalej.
Składając wizytę w warsztacie, powinno się mówić podobnie: przypomnieć sobie, co dzieje się po kolei, w jakich warunkach “coś stuka” (na prostej drodze czy skręcając itp.).

“A na jutubie powiedzieli, że to X i zrobili Y. Pan niech też tak zrobi!”
Nie wiem jak Ty, ale nie przepadam za wymądrzaniem się. Skoro udaję się po pomoc, powinnam powstrzymać się od dawania rad, ponieważ logicznie rzecz ujmując, skoro przyszłam, to jednak się nie znam i nie dam rady zrobić czegoś samodzielnie.
Z tego, co się dowiedziałam, chwalenie się wiedzą posiądniętą dzięki YouTube czy artykułom w Internecie to domena młodych klientów. Warto sobie przypomnieć (bo jednak stereotypy działają tu na szkodę tego fachu), że bycie mechanikiem to efekt ukończonej szkoły specjalistycznej oraz lata praktyk, nie zaś godziny w wyszukiwarce internetowej.
Udzielanie rad zaraz po przekroczeniu progu warsztatu, kojarzy mi się z nieufnością. Jasne, może być to spowodowane wcześniejszymi, niekoniecznie pozytywnymi doświadczeniami z osobą zajmującą się naprawą czterech kółek, ale już udając się po znajomości czy z polecenia (a to jest właśnie ta najlepsza metoda), tym razem wszystko powinno zakończyć się sprawnym dokonaniem niezbędnych napraw. I tak jest w wielu różnych branżach i dziedzinach.
“Teraz to tyle kosztuje ta naprawa… w latach osiemdziesiątych miałem Malucha i…”
O domenie młodszych klientów wspomniałam, przyszła pora na starszych. Zagadywanie eksperta przy pracy albo wręcz zaglądanie mu przez ramię jest nie na miejscu.
Pamiętam jak bardzo nie znosiłam, jeszcze za czasów pracy z biura, gdy koledzy stawali mi za plecami z kubkiem kawy i gapili się w mój ekran (a czasami ekrany). Dekoncentrowało mnie to, a poza tym nigdy nie przepadałam za pokazywaniem czegokolwiek, co nie uznałam za skończone i odpowiednio dopracowane.
Także lepiej zająć się sobą, poscrollować instagramy i tiktoki, poczekać na boku na ewentualny znak od mechanika. Kwestia kultury i poszanowania strefy komfortu. Zdarzają się osoby, które lubią rozmowę i edukowanie drugiej strony, ale są też charaktery odmienne, a także sytuacje wymagające koncentracji, tym bardziej, gdy robota goni.
A co do narzekania jeszcze… Czasami dostępność części jest, jaka jest. Trzeba uzbroić się w cierpliwość. Wybierając się z samochodem do mechanika, byłabym tego świadoma. Dlatego na zapas zaplanowałabym sobie wszelkie alternatywne sposoby dojazdów w tym czasie. Ewentualnie wynajęła auto zastępcze albo przerzuciła się na inny środek transportu (jakkolwiek za nimi nie przepadając). To, że wykrzyknęłabym “Ale ja potrzebuję jutro jechać czymś do pracy!” nic nie wniosłoby do konwersacji z drugą stroną.
Kilka sygnałów, które świadczą o tym, że rozmawiasz z właściwą osobą
Dobry mechanik będzie wydawał precyzyjne polecenia i zalecenia. Może się zdarzyć, że poprosi Cię o dostosowanie auta do dalszej diagnozy. Dlatego też tak istotne jest, aby nie śpieszyć się i nie mieć w dniu zdawania auta umówionych kolejnych pilnych spotkań.
Poza tym wysłucha Cię, dopyta oraz pozostanie z Tobą w kontakcie. Oczywiście mam na myśli umówione terminy lub zakresy godzin, w których możecie się zdzwonić.
No i da wybór klientowi. Zapyta o to, czy wolisz zainwestować w oryginale części, czy jednak wybór padnie na zamienniki (oczywiście dając znać także, jeżeli jakość zamiennika nie okaże się opłacalna, bo zdarza się, że zamiennik może nie wytrzymać okresu gwarancji).
Ilustracja do tekstu • Unsplash • katoblackmore